czwartek, 26 kwietnia 2012

Od zieleni do koloru

Zaczęło się od tego, że szaro – brązowa ziemia zaczęła pękać. W szczelinach pokazały się małe, wątłe roślinki. Z czasem zaczęły nabierać siły. Wyprostowały się i nabrały koloru. Z początku była tylko zieleń. W różnych odcieniach, ale tylko ona. Zieleń nie wychodziła tylko z ziemi. Także gałęzie, do tej pory uśpione, nagle zaczęły się w nią ubierać. Wyglądało to tak, jakby ziemia i drzewa zaczęły grać w zielone.


No, ale jak długo można grać w zielone? W ogrodzie zdecydowanie brakowało kolorów. Pomógł deszcz i moja konewka. Po pewnym czasie w ogrodzie zaczęły pojawiać się inne kolory. Początkowo nieśmiało, jakby zawstydzone zaczerwieniły się tulipany. A i krzak bzu nie chciał być gorszy i ukazał lekko fioletowe pączki.


Potem poszło już znacznie szybciej. Pojawiły się bajecznie kolorowe bratki, puchate stokrotki i obłędnie pachnące fiołki. Do tej gromadki dołączyły pierwiosnki i mlecze. I chociaż te ostatnie zaliczają się bardziej do chwastów, niż do pożądanych gości ogrodowych to i tak lubię ich żółte łebki. A najbardziej podobają mi się w wersji dmuchawkowej. Ale na tę wersję będę musiała jeszcze trochę poczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za wizytę na naszym blogu i pozostawiony komentarz:)