poniedziałek, 11 listopada 2013

Biało - czerwony zapach rogalików :)

A u nas znów zapachniało rogalikami. Jak co roku 11 listopada zarabiamy drożdżowe ciasto, wyciągamy przeróżne smakołyki do nadziewania i zabieramy się za pieczenie rogali. Dziś pomagała nam młodsza Istotka, która opanowywała trudną sztukę zawijania czekolady w ciasto, w taki sposób, by powstał rogal. Małe łapki pracowały ciężko i z ogromnym zapałem. Na środkowej fotografii efekt - talerz pełen rogalików. Jeszcze gorących:)


Tych, którzy nabrali ochoty na własnoręczny wypiek rogali odsyłam do naszego zeszłorocznego wpisu, TUTAJ znajdziecie aż 2 przepisy na te uśmiechnięte pyszności:)

SMACZNEGO!

sobota, 14 września 2013

Prezenty imieninowe od serca...

O tym, że dawno nas tu nie było w sensie pisarsko - fotograficznym nie ma co ukrywać. Cieszymy się, że Wy nas ciągle odwiedzacie. Jeśli chcielibyście zrobić nam jeszcze większą przyjemność - zostawiajcie ślady swojej obecności w komentarzach, nie tylko w statystykach odwiedzin.
No to tyle apelu do społeczeństwa:)
Teraz do rzeczy czyli do imieninowych prezentów.

Jakiś czas temu przypadały moje imieniny. Rano odwiedziły mnie moje dwie Istotki. Kolejno. Najpierw wbiegła (ledwo wyrabiając zakręty) Młodsza. "Mam coś dla Ciebie!! Zobacz. Ale ja Ci otworzę. Poczekaj. Zobacz. Nie zgadniesz co jest w środku...!!" - mówiła podniecona i zziajana Istotka. "No nie wiem co jest w środku, ale wygląda wspaniale". "Zobacz! W środku jest... KREPA!!!!".
No powiem szczerze, tego się nie spodziewałam!:) Krepa faktycznie była. I była najpiękniejszą krepą jaką kiedykolwiek otrzymałam!!
Mogę śmiało powiedzieć życzę każdemu takiej krepy wręczonej z takim przejęciem, radością, satysfakcją i uczuciem!

A teraz ją zobaczcie...


Wspaniała, prawda?

Po chwili do pokoju wbiegła Istotka Starsza. (Młodsza osiągnęła cel, była pierwsza, chociaż pomysł obdarowania mnie podejrzewam, że należał jednak do Starszej).
Wręczyła mi świeżo zaklejoną i przyozdobioną... a jakże, krepą... kopertę własnej roboty wraz z poleceniem otwarcia natychmiastowego. W związku z tym, że klej wciąż był mokry i jeszcze "gorący" udało mi się to bez trudu.
W środku ujrzałam zestaw prezentów...
- lizaczka w kształcie serduszka,
- szyszkę,
- paczuszkę gum rozpuszczalnych "Mamba" o smaku pomarańczowym,
- własnoręcznie wykonany samolot
- serduszko z masy solnej ręcznie malowane, 
- temperówkę do kredek cienkich i grubych.


Zestaw iście królewski i jakże nadający się na imieniny!
Dostałam też wyjaśnienie... "Temperówkę Ci daję, bo my mamy dużo, a tej będziemy u Ciebie używać". Jakże życiowo i szczerze Istotko - pomyślałam:)

środa, 26 czerwca 2013

Donica lawendowa

Dawno nie pisałam, oj dawno. A czas leci, pędzi i przelatuje przez palce.
Lato nadeszło nawet nie wiem kiedy i roślinki wymagają coraz większej uwagi. Moje małe lawendy, te wyhodowane z nasion, o których już pisałam tutaj i tutaj dają sobie radę. Nie ma ich za wiele, ale rosną i pachną... lawendą:) Ciekawe czy kiedykolwiek zakwitną? Na razie wyglądają tak:


Mam też sadzonki lawendy kupione w bardziej zaawansowanym stadium rozwoju niż te moje parapeciątka. Postanowiłam zasadzić je w glinianej donicy. Donica ta nienowa, była trochę poprzecierana, dlatego postanowiłam ją trochę odrestaurować i nadać innego charakteru.



 A, że miała w niej rosnąć lawenda to motyw, który na niej postanowiłam umieścić, musiał być stosowny...

Było trochę wycinania, trochę klejenia i lakierowania, potem suszenie na słońcu i znów lakierowanie i przyszedł czas na wsadzenie lawendy.
Oto efekt końcowy moich zmagań lawendowo - doniczkowych:


Dodam jeszcze tylko, że donica jest dość spora, bo mieści w sobie trzy sadzonki. Teraz czekam, aż roślinki zakwitną i całość będzie gliniano - fioletowa.

środa, 15 maja 2013

Nie zapominamy o niezapominajkach

Dziś dzień niezapominajki, chociaż patrząc na godzinę, o której piszę ten tekst, to już raczej wieczór niezapominajki. Tak czy owak, kwiatuszki są cudne i fajnie, że mają swoją datę w kalendarzu, a przypada ona właśnie dziś - 15 maja. Jak przypomniała mi Wikipedia akcję "Dzień Polskiej Niezapominajki" zapoczątkował w 2002 redaktor radiowej Jedynki, prowadzący  audycję "Ekoradio" pan Andrzej Zalewski. Był to pomysł trochę na przekór Walentynkom. Pierwsze obchody odbyły się 15 maja 2002 roku. Fajny pomysł, prawda?


wtorek, 7 maja 2013

"Hodowli mni gabinet" czyli lawenda od podstaw odsłona 2

Jeśli kogoś zainteresowało moje zmaganie z nasionami lawendy, zapoczątkowane tutaj spieszę z nowymi informacjami. Otóż z zapowiadanych szumnie 50 sztuk udało się wykiełkować 8. I tych 8 najbardziej upartych roślinek wygląda właśnie tak:



O dalszych losach moich lawend poinformuję Was w kolejnych postach. Już wkrótce czeka je nowe wyzwanie... przeprowadzka do innych doniczek.  Bo chociaż są maleńkie to jednak rosną i mają coraz większe wymagania podłożowe.
Sama jestem ciekawa czy chociaż jedna z tych lawendek przetrwa i wyrośnie na zgrabną roślinkę, która będzie mnie cieszyć swymi lawendowymi kwiatkami.
Na razie dbam o nie jak potrafię i kibicuję każdej z nich :)

niedziela, 5 maja 2013

Czasem warto mieć urodziny czyli wyjątkowy tort

Czasem warto mieć urodziny.
Nawet te 18-ste +.
Warto zwłaszcza wtedy, gdy Ktoś o nich pamięta i chce je z tobą uczcić. To wspaniałe i najmilsze.
Ale bywa i tak, że Ktoś prócz siebie, daje Ci również coś od siebie ("tymi rękoma zrobionego"), a wtedy mówię Wam, na prawdę warto mieć czasem urodziny :) 

Oto owo "coś od siebie":




Wspaniały, misternie wykonany i wyjątkowy tort urodzinowy niespodzianka z niespodzianką.A właściwie z 24 niespodziankami.

Pierwsze 12 niespodzianek to 12 dobrych życzeń wypisanych na wewnętrznej stronie każdego kawałka tortu.

A pozostałe 12 niespodzianek to 12 pysznych (i nie tylko) nadzień tortu.

Każdy z kawałków tortu krył w sobie inne, wyjątkowe nadzienie.
Na zdjęciu poniżej prezentuję to irysowe.

.

A gdyby nie wystarczyły odwiedziny i niesamowity tort, to do niego był jeszcze bukiet przecudnie pachnących żonkili.


No i co, czy nie warto mieć czasem urodzin? 
:)

sobota, 27 kwietnia 2013

Niespodziewany morza szum...

Zaniedbałam ostatnio naszego bloga, oj zaniedbałam. Zresztą nie tylko bloga, ale tak to już jest u mnie z wiosną, że zajęć gwałtownie przybywa, a czasu niestety nie. I nie pomaga wiosenna zmiana czasu, bo nie rozciąga mi doby. No, ale nie piszę, by narzekać, ale by pokazać Wam jeden z powodów, dla których nie poświęciłam wieczoru na stukanie w klawiaturę. Oto on: on Sopot, on Bałtyk i jeszcze ona: wiosna! :)
Wyjazd trafił mi się niczym ślepej kurze ziarno i może dlatego aż tak cieszył. Mimo, że trwał tylko kilka godzin. Albo raczej aż kilka godzin!  Zresztą, cóż będę ukrywać, mnie morze cieszy ZAWSZE, niezależnie od pory roku, pory dnia, temperatury czy stanu zarybienia wód. Po prostu uwielbiam zapach morza, jego szum i koloryt. A to kilka fotek z mojej mini podróży do Sopotu, może i Was ucieszy jego widok? 


wtorek, 9 kwietnia 2013

Babka Kajmakowa poWielkanocna

W sobotni poranek zaglądając do lodówki odkryłam, że znajduje się tam otwarta puszka z masą kajmakową. Stała tam od świąt. Zaczęłam się zastanawiać czy jest możliwe upieczenie ciasta z wykorzystaniem kajmaku i żeby nie było to ciasto przekładane tą masą. Poszperam troszkę w internecie i okazało się, że można:):):) Takie cudeńka piekła już Magda .  Podaję przepis za Magdą, oczywiście ze zmianami, których dokonałam. I w ten sposób powstała Babka poWielkanocna :)







Powiem Wam, że babka ma bardzo ładny kolor no i jest pyszna w smaku. Nie jest ani za sucha ani za mokra- taka w sam raz. Myślę, że stanowi ciekawą alternatywę dla tradycyjnych bab :)


Babka Kajmakowa

  Składniki: 

3 jajka
3/4 szklanki cukru
1,5 szklanki mąki   (w trakcie dosypywałam mąki- myślę, że łącznie było ok 2 szkl )
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szklanki mleka
125 g margaryny
puszka kajmaku (400 g) (dodałam ok. połowy zawartości puszki)
odrobinę orzechów i żurawiny
tabliczka białej czekolady - na polewę
tabliczka deserowej czekolady - do ciasta 

Wykonanie:

Jajka ubiłam z cukrem na puszystą masę. Do tego dodałam kajmaku oraz rozpuszczonej w kąpieli wodnej tabliczkę gorzkiej czekolady oraz mleko. Po czym stopniowo dodawałam przesianą mąkę i proszek do pieczenia.

Margarynę rozpuściłam, poczekałam aż wystygnie i  dodałam do ciasta. Masa wydawała mi się za luźna,  dlatego dosypałam jeszcze trochę mąki.

Glinianą formę do babki  wysmarowałam margaryną i  polecam obsypać ją bułką tartą.(Ja zapomniałam o bułce tartej i drżałam przy próbie wyciągnięcia babki z formy. Babka była uparta, ale na szczęście to ja wygrałam ten pojedynek :) ) Po czym przełożyłam ciasto do formy.

 Piec w temperaturze 175 stopni ok. 50 minut.
(ciasto wkładałam do rozgrzanego piekarnika i piekłam 10 min dłużej niz w przepisie)
Wystudzoną babkę polałam rozpuszczoną białą czekoladą i posypałam orzechami i żurawiną.

            Tak wyglądała babka po wyciągnięciu jej z formy. Nie spodziewałam się, że aż tak wyrośnie !!!


 
 Postanowiłam że mino wszystko odwrócę ją do góry nogami i jeszcze ciepłą babkę namawiałam, by stała jak należy pomimo wybrzuszenia. Wysłuchała mnie :)


Taaaaadaaaammm!!!!!! i można jeść :)


niedziela, 7 kwietnia 2013

mazurki c.d - kilka wariacji


Powiem szczerze,  w swoim życiu piekłam wiele mazurków korzystając z wielu przepisów. Jednak zawsze było coś nie tak. Jedne były za twarde, inne nie przepieczone. Były i takie,które kruszyły się zanim człowiek zdążył je podnieść do ust.

Jednak odkąd  piekę mazurki z przepisu zamieszczonego na blogu -użyczonego mi przez Współblogowiczkę - nie muszę drżeć o to czy wyjdą. One zawsze wychodzą i są przepyszne. Mogę być o to spokojna :)



Tej Wielkanocy w mojej głowie bezwiednie powstała lista zalet tego przepisu:

- mazurki szybko się wyrabia i piecze (kilkanaście minut w piekarniku i już rumiane uśmiechają się do Ciebie)

- rozkosznie pachną skórką z cytryny (wtedy prawdziwie wiosna gości w kuchni) 

- smakiem zadowalają nawet najbardziej wymagające kuchary :)

- dzięki wariacjom na temat masy mazurkowej można dowolnie szaleć i każdy mazurek ma niepowtarzalny     smak i wygląd
 








czwartek, 28 marca 2013

Mazurek, mazureczek...

Święta Wielkiej Nocy zbliżają się coraz bardziej. Czają się i nadbiegają niczym zając na łące.
Czasu jak zwykle mało, zajęć dużo i coraz więcej. Dziś pokażę Wam moje tegoroczne mazurki, które udało mi się już przygotować. Dokładny sposób przygotowania moich mazurków prezentowałam w zeszłym roku, dlatego dziś tylko efekt i zachęta do zajrzenia do zeszłorocznego wpisu.  Więc jeśli ktoś z Was byłby zainteresowany przepisem, to znajdzie go TUTAJ.
Dodam tylko, że w tym roku mam dwa rodzaje polewy: białą - z wiórkami kokosowymi oraz czarną czyli czekoladową. 
A oto, jak się prezentują mazureczki A.D.2013...

wtorek, 26 marca 2013

Jajka marcowe czyli wielkanoc nadchodzi

Moje małe Istotki postanowiły już przyozdobić dom na nadchodzące Święta.
"Naucz nas coś robić, żeby zdobiło" - wołały. Hymm... Gałązki bazi już były przyniesione i wsadzone do wazonu, ale to Istotkom było zdecydowanie za mało. Co prawda młodsza oświadczyła, że "śliczne są te ptasie kotki!" (chodziło oczywiście o bazie kotki), ale kategorycznie domagała się ozdób.

Po burzy mózgów na temat: "Co nam się kojarzy z Wielkanocą?" wygrało jajko.

Zgromadziłyśmy:
- kolorowe kartki (blok techniczny i zwykłe, kolorowe do drukarki)
- kolorowe kredki
- nożyczki (też kolorowe ;P)
- nitkę
- igłę

Narysowałam Istotkom obrys jajka na wybranych przez nie kartkach i zabrały się do wycinania.
Starszej szło sprawniej, młodszej... szło tak, że sama stwierdziła: "Jakieś dziwne to jajko*..., ale kury znoszą dziwne jajka... prawda?". Oczywiście, że tak Istotko Młodsza, zwłaszcza dziwne znoszą! :)
Gdy miały już wycięte jaja, zabrały się za kredki i poszło!
Powstały jajka w groszki, paski, serduszka, jajka wiosenne i jajko z... ośmiornicą. A co! :)

Gotowe jajka przebijałam igłą, robiłam pętelkę i wręczałam Autorce w celu zawieszenia na z góry upatrzonej gałązce.

Oto efekty naszej (przed)wielkanocnej współpracy:


* w centrum wspomniane wyżej "dziwne jajko" wycięte i ozdobione 3-letnimi łapkami.

niedziela, 24 marca 2013

Wielkanoc odnaleziona - kartka ręcznie zrobiona

Zobaczcie co znalazłam...


Tę piękną, wyszywaną kartkę zrobiła dla mnie w 2011 roku Współautorka tegoż bloga. Jakimś cudem karteczka ta jeszcze nie trafiła na strony Radosnej, uznałam, że dziś jest najwyższy czas by ją Wam pokazać.
I jak się Wam podoba ?
Ja uważam, że to kartka z jajem ;)

niedziela, 17 marca 2013

"Hodowli mni gabinet" czyli lawenda od podstaw

Lubię lawendę. Bardzo. Dlatego gdy podczas zakupów (uwaga będzie lokowanie produktu) w Lidlu zauważyłam opakowanie z lawendowym obrazkiem bardzo się nim zainteresowałam. Niewiele mogłam się dowiedzieć z tego opakowania, bo napisy były w obcych dla mnie językach, ale napis "50 Lawendula  angustifolia", kilka piktogramów i informacja, że to, co mam w ręku to "hodowli mini gabinet" bardzo zadziałały na moją wyobraźnię. Cena ok 12 zł w przypadku 50 sadzonek lawendy - istna okazja! A w przypadku porażki hodowlanej - do przełknięcia. Zainwestowałam i zabrałam mój gabinet do domu.

Delikatnie dobrałam się do mojego "gabinetu" i oto co ujrzałam:
- paczka ziemi (a raczej jakiejś mieszanki stanowiącej podłoże),
- paczuszka z mikroskopijnymi nasionkami lawendy (trochę liczyłam, że będą to jednak jakieś roślinki)
- na o po odpowiednim zmontowaniu góry z dołem opakowania powstał ów "mini gabinet"...


Z duszą na ramieniu i lekką nutką rozczarowania (nasionka?!) zasiałam. Poczułam się jak baba, która siała mak i nie wiedziała jak, ale cóż zasiałam "od końca do końca, wszystko". Podlałam leciutko wodą i zakryłam przezroczystą częścią opakowania. Prawie natychmiast zaparowało. Pozostało mi czekać...




Działo się to wszystko 9 marca wieczorem, a więc parę dni temu.
Na drugi dzień znów leciutko podlałam i zakryłam.
Mój inspekcik stoi sobie blisko kaloryfera, a w dni słoneczne ma dużo słońca.

Wyobraźcie sobie moje zdumienie wczoraj, gdy odkryłam, że spod ziemi coś zielonego się przebija.
Dziś zobaczyłam to:


Nie wiem czy to moja wymarzona lawenda, na pewno to roślinki, czyli coś się dzieje!!!
Przy okazji fotografowania podlałam moje roślinki i znów je zakryłam. Czekam dalej.
Jestem bardzo ciekawa, co z tej hodowli wyjdzie:)

czwartek, 7 marca 2013

niedziela, 17 lutego 2013

Dzień jak co dzień czyli 14 luty -czekoladowe muffiny wg Nigelli

Tak, tak !!! 14 luty to dla mnie stanowczo dzień jak co dzień. A już na pewno pozbawiony komercjalizacji i konsumpcjonizmu, a także czerwonego koloru, który działa na mnie jak płachta na byka,

ale... uważam, że nigdy nie powinno się przegapić okazji, żeby komuś powiedzieć, że się go kocha !

W ramach podziękowania za ostatnie starania i duże zaangażowanie postanowiłam się odwdzięczyć. A że akurat trafiło się kilka wolnych wieczornych godzin to właśnie tak w środku zimy powstały wyraźnie niezimowe muffinki :) A dokładnie rzecz biorąc były to muffinki z niespodzianką :)  Z racji koloru niespodzianki można by komercyjnie je nazwać walentynkowymi.



 Ale nie o tym chciałam pisać. Powiem szczerze, że już dawno nie widziałam, żeby dorosły człowiek z takim zapałem wcinał łakocie. Nie mogłam się oprzeć pokusie i dlatego też prezentuję proces zjadania truskawkowych muffinek przez muffinkowego łasucha :)



Ps. Reakcja była mniej więcej taka: Mmmmmm...... Mmmmm........ Oooooo!!!!! TRUSKAWKI ??? ale jak to możliwe??? Mmmmm.......Mmmmmmm....... Mniaaaaaaaam!!!

 I jak tu nie pichcić gdy się ma takiego degustatora :) 


Czekoladowe Muffiny wg Nigelli
(przepis znalazłam u Agi na blogu Pichcę Sobie)

Oczywiście przepis został przeze mnie zmodyfikowany. Tym razem użyłam do pieczenia muffinek samego kakao, a polewa którą widzicie to mleczna czekolada rozpuszczona w kąpieli wodnej. Te białe kuleczki to nic innego jak śmietankowe draże.Aaa bym zapomniała - w mojej wersji pojawiły się w muffinkach całe truskawki. Już sama nie wiedziałam, czy są to muffinki z truskawkami czy truskawki z muffinkami :) Muffinki wyszły pyszne i na pewno powtórzę pieczenie ich  z czekoladą w środku.

Składniki:

Suche:

  • 250g mąki (dodałam dużo więcej bo wydawało m się , że konsystencja jest za rzadka)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 175 g cukru
  • 0,5 łyżeczki sody (dodałam ciut więcej)
  • 2 łyżki kakao
  • 150 g groszków czekoladowych 
  • tabliczka gorzkiej czekolady (lub chocolat chips)
Mokre:
  • 250 ml mleka
  • 100 g rozpuszczonego masła
  • łyżka aromatu waniliowego 
  • 1 jajko 
  • truskawki
Przygotowanie:

Włączyć piekarnik na 200 stopni. Składniki wymieszać w osobnych miskach, następnie mokre wlać do suchych. Wlewać ciasto do 1/4 wysokości  foremki, następnie wkładać całe truskawki (bez szypułek) i uzupełnić ciastem, by truskawki były całe przykryte. Piec przez 15-20 minut w 200 stopniach.





sobota, 9 lutego 2013

Pudło

Nie wiem jak Wy podchodzicie do kwestii rozbierania choinki. A może to nie Wy rozbieracie choinkę, lecz ona robi to dla Was? U mnie w domu nie ma tak dobrze, jak się wyjęło - trzeba schować. Zazwyczaj dzieje się to w okolicach Matki Boskiej Gromnicznej (2.lutego) lub w momencie krytycznym. (Moment krytyczny to taki w którym choina ma na na sobie więcej bombek niż igieł, a cierpliwość domowników do sprzątania tychże jest na poziomie... podłogi).
W tym roku moment krytyczny wygrał z tradycją, no ale ja w zasadzie nie o tym chciałam pisać.
Chciałam Wam pokazać jak można postąpić z pudłem na ozdoby świąteczne. Pewno - można kupić sobie takie wypasione z przegródkami w ilościach adekwatnych do potrzeb, ale można też taniej i ekologiczniej. U nas bombki, łańcuchy lampki i wszystko co wisiało na choince chowane jest w miarę możliwości w oryginalne opakowania (często już bardzo stare), a potem zbiorczo trafiają do pudeł (jedno jest np. po starym odkurzaczu). Pudła zbiorcze są duże, stare i szare. Zupełnie nie pasowały do zawartości - lśniących cacek ze szkła. Narodził się więc pomysł przyozdobienia kartonów. Ale czym ? Czymś świątecznym! Po świętach zawsze zostają u nas papiery po prezentach - śliczne, ale już używane i często naddarte, poklejone taśmą. No, ale szkoda tak po prostu wyrzucić, może się jeszcze przydadzą, takie ładne? No i się przydały do oklejenia pudeł. Doszły też podniszczone torebki papierowe (oczywiście z motywem świątecznym). Wystarczyło je rozciąć, podkleić taśmą i już stanowiły fragment ściany kartonu. A że kartony są 2 i to duże w ruch poszły też kartki z życzeniami - również cieszące oko, lecz mało praktyczne w ciągu roku. Część z nich trafiła do szuflady, reszta... do pudła:) Znaczy na pudło
I tak oto powstał kolaż z papierów, torebek i kartek.


W przyszłym roku, znów zachowam poświąteczną "makulaturę" i uzupełnię brakujące fragmenty kolażu. Wtedy nabierze ostatecznego wyglądu. A gdy jakiś fragment się odczepi czy podrze łatwo zastąpię go nowym - używanym papierem.
Co sądzicie o takim pomyśle na pudło?

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Powiększone gniazdo - kartka ręcznie zrobiona

Niedawno jedna z naszych Koleżanek urodziła synka. Uznałam, że przy takiej okazji wysłanie sms'ka z gratulacjami to zdecydowanie za mało. Kartka - znacznie lepiej. I znów problem ten sam, który pojawił się przy wyborze kartki dla babci. W sklepie były albo takie ze zdjęciem (tylko dlaczego mam wysyłać rodzicom gratulacje na karcie z jakimś brzdącem, skoro oni właśnie mają swojego - najpiękniejszego na świecie?) albo niebieskimi skarpetkami, niebieskimi smoczkami, niebieskimi miśkami, niebieskimi wózkami i króliczkami. Też niebieskimi. Jak już się prawie zdecydowałam na coś... niebieskiego, to treść życzeń była zdecydowanie nieodpowiednia lub tylko nieodpowiednia. Czy ktoś kto umieszcza takie życzenia bierze pod uwagę na przykład to, że w rodzinie może pojawić się kolejne dziecko. Nie pierwsze. Nie jedyne, ale kolejne. I że takim rodzicom też wysyła się życzenia. Bo oni są równie szczęśliwi jak przy tym pierwszym. A my z nimi.
O częstochowskich rymach nie wspomnę.
Co, znowu się czepiam?
Może.
Koniec końców kartkę zrobiłam sama. 
Wiem, że już dotarła i że starsze pisklę (to większe) poznało się na pomyśle (nawiązanie do nazwiska) więc mogę ją już Wam pokazać.
Oto ona:




poniedziałek, 21 stycznia 2013

Sikorkowy Dzień Babci

Albo ja się zrobiłam bardziej wybredna, albo kartki proponowane w sklepach na Dzień Babci (i nie tylko) stały się bardziej koszmarne niż zwykle. Oczywiście możliwa jest również opcja jedna i druga jednocześnie. W każdym razie postanowiłam w tym roku podarować mojej wyjątkowej Babci wyjątkową kartkę. Nie żebym swoje "dzieło" jakoś wysoko oceniała pod względem artystycznym, chodzi mi raczej o wyjątkowość w sensie niepowtarzalności. No i dodatku emocjonalnego. Jeszcze kartka nie doszła do Adresatki, ale mam nadzieję, że jej się spodoba.

Zastanawiałam się co ma być na tej kartce. W końcu to Dzień Babci - poważna sprawa ;)
Kwiatki?
Banał.
Serduszka, motylki i słoneczka?
No cóż chyba obie wyrosłyśmy już z laurek w ten deseń.
Myślałam...
Myślałam...
Prawie jak Kubuś Puchatek nad pustą baryłką po miodzie.
Aż wreszcie... przyleciała do mnie wena. No może nie dosłownie, ale gapiąc się w okno, na ruch w karmniku olśniło mnie nagle. Przecież Babcia bardzo lubi sikorki. No to niech ma jedną ode mnie.


niedziela, 6 stycznia 2013

Boże Narodzenie- kartki ręcznie robione

Przyznam się, że w tym roku robienie kartek ucieszyło mnie podwójnie. A to dlatego, że już myślałam, że z braku czasu one nie powstaną. A tu proszę, aż trzy sztuki - wykonane w jedną noc:

W tonacji biało - granatowej :)






Ps. W tym roku nieco zaszalałam z płatkami śniegu, ale to chyba tak podświadomie z tęsknoty za prawdziwą zimą , mrozem i skrzącym się śniegiem ...

BOŻE NARODZENIE - KARTKI RĘCZNIE ROBIONE (przez Małgosię)

Małgosiu oczywiście, że zaprezentuję jakie cudności dostaję od Ciebie:)
Oto one:

 rok 2012

A tu karteczka, która leżała głęboko w szufladzie i została wyciągnięta, by mogła także cieszyć oczy innych:)


rok 2006