czwartek, 26 kwietnia 2012

Od zieleni do koloru

Zaczęło się od tego, że szaro – brązowa ziemia zaczęła pękać. W szczelinach pokazały się małe, wątłe roślinki. Z czasem zaczęły nabierać siły. Wyprostowały się i nabrały koloru. Z początku była tylko zieleń. W różnych odcieniach, ale tylko ona. Zieleń nie wychodziła tylko z ziemi. Także gałęzie, do tej pory uśpione, nagle zaczęły się w nią ubierać. Wyglądało to tak, jakby ziemia i drzewa zaczęły grać w zielone.


No, ale jak długo można grać w zielone? W ogrodzie zdecydowanie brakowało kolorów. Pomógł deszcz i moja konewka. Po pewnym czasie w ogrodzie zaczęły pojawiać się inne kolory. Początkowo nieśmiało, jakby zawstydzone zaczerwieniły się tulipany. A i krzak bzu nie chciał być gorszy i ukazał lekko fioletowe pączki.


Potem poszło już znacznie szybciej. Pojawiły się bajecznie kolorowe bratki, puchate stokrotki i obłędnie pachnące fiołki. Do tej gromadki dołączyły pierwiosnki i mlecze. I chociaż te ostatnie zaliczają się bardziej do chwastów, niż do pożądanych gości ogrodowych to i tak lubię ich żółte łebki. A najbardziej podobają mi się w wersji dmuchawkowej. Ale na tę wersję będę musiała jeszcze trochę poczekać.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Szum skrzydeł i bojaźliwy rechot

Blady strach padł na żabi ród. Zazwyczaj spokój trwa do końca marca. Do tego czasu mogą swobodnie rechotać, kumkać i plumkać się w byle kałuży. Jednak z nadejściem kwietnia nad stawem zaczynają unosić się opary grozy. W powietrzu słychać złowrogi szum skrzydeł. Czarne cienie przelatują coraz częściej i częściej. Kreślą na niebie coraz mniejsze koła. Obserwują pilnie całą okolicę. Nikt nie może czuć się całkowicie bezpiecznie.
Biało-czarne sylwetki zakradają się bardzo cicho, na swych długich czarownych nogach.
Gdy wreszcie któregoś dnia w szuwarach rozlegnie się klekot, wiadomo już, że nie obędzie się bez polowania. Cytując klasyka: „nie ma co zwlekać, trzeba uciekać” – wiedzą to nawet kijanki.
Bociany nadchodzą.
Bociany już tu są! 

niedziela, 22 kwietnia 2012

niedziela, 15 kwietnia 2012

Wielkanocne kartki

Bardzo lubię otrzymywać kartki i listy (oczywiście, gdy nie są rachunkami, wyciągami i innymi urzędowymi drukami od zawsze pamiętających instytucji). Z pisaniem jest gorzej, ale w myśl zasady „nic za nic” – piszę. Czasem nawet robię je ręcznie. Zrobiłam tak i w tym roku. Oto moje karteczki wielkanocne:



A że podobno kto daje ten dostaje, otrzymałam i ja kartki. Zobaczcie, jakie piękne!


Te zrobiła moja Koleżanka – Współautorka Radosnej.Twórczości.Własnej. Lubimy się bardzo, ale chyba nie aż tak, by słać do siebie po kilka kartek na jedne święta :)Zatem jak się pewnie domyślacie, te pochodzą z różnych lat naszego świątecznego wymieniania życzeń.

Te piękne karteczki nie tylko są dla mnie miłym prezentem, ale i ozdobą świątecznych dni.

Dekoracyjna rzeżucha

A tak mieszkanko zdobi rzeżucha, w której zadomowiło się domowe ptactwo :)


Pisanki, kraszanki, jajka malowane ...

Jajka są jednym z pierwszych skojarzeń, które przychodzą nam  do głowy myśląc o Wielkanocy.  Wszyscy wiemy, że są symbolem nowego życia. Natomiast w tym roku dowiedziałam się o kilku ciekawostkach na temat jajek, które mnie mocno zaskoczyły :

1.  Początkowo Kościół zabraniał jedzenia jajek w czasie Wielkanocy. Zakaz został cofnięty dopiero w XII wieku. Konieczne jednak było odmówienie przed posiłkiem specjalnie przygotowanej modlitwy. Wynikało to z dążenia do rozdzielenia tradycji Kościoła od obrzędowości pogańskiej.

2 .Dominującą barwą pisanek w kulturze chrześcijańskiej była czerwień. Zwyczaj ten wiąże się z legendą dotyczącą zmartwychwstania Chrystusa:
"Maria Magdalena, która pierwsza ujrzała Chrystusa zmartwychwstałego, pobiegła do domu. Zauważyła, że jajka w jej gospodarstwie zabarwiły się na czerwono. Podzieliła się nimi z apostołami, do których udała się z wiadomością."



 U mnie w domu ,odkąd pamiętam, barwi się je naturalnie w wywarze z łupinek cebuli, czyli tradycyjnie:) Te, które Wam prezentuję wyszły spod ręki mamy, siostry i mojej. Oczywiście od razu trafiły prosto do wielkanocnego koszyczka ze święconką :)

Chciałabym się z Wami podzielić swoim doświadczeniem.


To jaki kolor jajek się uzyska zależy od kilku czynników:
  • od skorupki – do barwienia najlepsze są jajka o jasnej i gładkiej skorupce,
  • od ilości łupinek– im jest ich więcej, tym ciemniejszy kolor uzyskujemy,
  • od czasu barwienia – im dłuższy tym, tym  ciemniejszy kolor uzyskujemy
  •  czy gotujemy jajka w wywarze (uzyskujemy ciemniejszy kolor) czy barwimy jajka już po ich ugotowaniu (słabszy kolor).  

Jak barwic jajka:
W ciemnym garnku (by później nie musieć go szorować) wkładam łupiny cebuli i zalewam je wodą. Zostawiam to na noc. Rankiem w Wielką Sobotę do tego garnka wkładam jajka i gotuję je na twardo. Od czasu do czasu obracam jajka i pilnuję, by łuski cebuli nie przykleiła się do skorupek. Wszystko po to,by równo się zabarwiły. Po ugotowaniu zostawiam je jeszcze w wywarze, jeśli chcę osiągnąć ciemniejszy kolor. Po wyciągnięciu jajek osuszam je papierowym ręcznikiem.

Do skrobania jajek używam przede wszystkim żyletek, ale świetnie sprawdza się również nożyk do tapet. Były także próby skrobania jajek ostrym nożem.Więc wszytko zależy od indywidualnych upodobań :)

środa, 11 kwietnia 2012

Kolorowe mazurki

A tak wyglądały moje tegoroczne mazurki z masą czekoladową i masą toffi. Były pyszne!!! Oczywiście upieczone z przepisu podanego poniżej  przez moją Koleżankę :)

Ten mazurek-babeczka znalazł się w koszyczku ze święconką.

Powiem Wam również, że po świętach zaniosłam jeden z mazurków do pracy i postawiłam go w kuchni- okazało się, że całego zjadł mój dyrektor, a nam zwykłym pracownikom zostały okruszki ;P

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Radosna twórczość mazurkowa

Dziś twórczość własna mazurkowa, a więc słodka i kolorowa.
Przepis zaczerpnęłam z książki Jadwigi Kłossowskiej „Smacznie i zdrowo od rana do wieczora” z 1978 r. Zaczerpnęłam i zmodyfikowałam. Takie „zmodyfikowane” mazurki są pieczone u nas w domu od zawsze (czyli znacznie dłużej niż pamiętam) więc śmiało mogę polecić przepis.

Przepis na mazurki.
Najprościej rzecz ujmując mazurki składają się z ciasta, masy oraz bakalii i innych słodkich ozdobników. Najpierw pieczemy spody – więc ciasto.

Składniki na kruche ciasto:
1 kg mąki krupczatki
60 dag margaryny do pieczenia
25 dag cukru pudru (można dać zwykły cukier, ale ciasto jest wtedy mniej elastyczne)
4 żółtka
1 całe jajko
otarta skórka z 2 cytryn (dokładnie wymytych i sparzonych wrzątkiem)
2 opakowania cukru waniliowego
2 dag drożdży

Sposób przygotowania:
Mąkę posiekać z tłuszczem, cukrem pudrem i drożdżami.
Dodajemy żółtko i całe jajka, cukier waniliowy i skórkę cytrynową.
Zagniatamy ciasto nie wyrabiając zbyt długo.
Formujemy z ciasta kostkę, wkładamy do woreczka i wsadzamy na jakiś czas do lodówki (tam ciasto może leżeć nawet kilka dni) lub na chwilę do zamrażarki (gdy chcemy upiec ciasto tego samego dnia).



W międzyczasie szykujemy bakalie:
-         migdały
-         rodzynki
-         suszone śliwki
-         owoce kandyzowane
-         orzechy
(mogą być również inne)
Dodatkowo:
-         gotowe galaretki
-         jajeczka cukrowe
-    kolorowa posypka cukrowa

Wszystkie te dodatki kroimy według fantazji własnej.



Teraz wyciągamy schłodzone ciasto, które kroimy w plastry grubości ok. 0,5 cm, kładziemy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (gdy użyjemy keksówek ciasto łatwiej w nich zachowa pożądany kształt). Plastry ciasta zlepiamy. Wokół powstałych spodów przyklejamy uformowane z ciasta wałeczki (mają utworzyć burtę dla masy).
Ciasto nakłuwamy nożem, by pozostało płaskie.


Pieczemy w temp. 250 stopni C na złoty kolor.
Gdy ciasto wystygnie posypujemy je bakaliami i zalewamy masą.

Składniki masy kokosowej:
330 g (kubeczek) śmietany 12%
660 g (2 kubeczki od śmietany) cukru
cukier waniliowy
wiórki kokosowe

Sposób przyrządzenia masy kokosowej:
W dość wysokim garnku mieszamy śmietanę z cukrem. Stawiamy na małym ogniu i doprowadzamy do wrzenia. Od tej chwili gotujemy 11 minut (wg książki należy mieć wtedy zegarek w ręku, ale mnie udało się z włączonym minutnikiem) ciągle mieszając. Pod koniec gotowania dodajemy cukier waniliowy i wiórki kokosowe.

Uwaga masa jest bardzo gorąca i chlapie podczas gotowania!! 

Gdy chcemy mieć masę czekoladową, zamiast wiórków kokosowych dodajemy 2 łyżki kakao.



Teraz należy szybko nałożyć masę na mazurki (bardzo szybko gęstnieje) i udekorować pozostałymi bakaliami, galaretką i jajeczkami lub czym kto chce.


Mazurki są gotowe.
Smacznego! :)


p.s. te mniej tradycyjne w kształcie mazurki powędrują do brzuszków dwóch małych miłośniczek kotów, królików i Hello Kitty:) Ciekawe czy przypadną im do gustu.